piątek, 22 czerwca 2012

Kurde

Najgorszy człowiek na świecie, śmiał się zakochać. Co gorsza - przyznał się do tego. I to jeszcze temu, którego pokochał. Pocałował go. Ni krzty rozumu, ni wstydu nie miał. Pieprzony gej.

Przypatrzmy się zbrodni dokładniej.
Niedziela rano, godzina 7:32. Akademik. Po imprezie.

    Poszkodowany spał spokojnie. Złoczyńca nachylił się nad nim. Pstryknął w nos. Pokrzywdzony arogancko nie zareagował. Zbrodniarz przysiadł obok łóżka, na ziemi. Oparł łokcie o materac. Pożerał wzrokiem bezbronnego. Uśmiechnął się delikatnie. Szerzej. Jeszcze szerzej. Już nie mógł bardziej, więc wyznał:
    - Kocham cię.
    Nieczuły drań. Nawet nie drgnął. Może dlatego, że spał. Podły. Śpiący ludzie są wybitnie podli. Za karę postanowił go udusić, najlepszą znaną mu metodą. Powoli, leniwie pocałował jego usta. Nigdzie mu się nie spieszyło. Przecież go dusi. Nie powinien się śpieszyć. Objął poszkodowanego ramionami. Wprawnie wykradał mu oddech z ust, podmieniając na własny. Działania zboczeńca odniosły skutek, ofiara otworzyła oczy. Odsunęli się od siebie. Milczenie odbijało się cichym echem między nimi. Zaatakowany wyciągnął dłoń do agresora, raptem winowajca wytrzeźwiał z upojenia miłosnego. Bez słowa, uciekł z miejsca zbrodni.

    Minęły lata. Nie wiadomo, co ominęły, ale minąć musiały, bo obaj byli starsi. Może to ich minęły, te lata, które mogli zmarnować razem.

    Spotkali się na przystanku. Tak normalnie, że aż dziwnie. Rozmawiali o pogodzie. Na koniec ten, który był ofiarą, podał temu, który był łotrem, kopertę.
- Ewa prosiła, by dać ci to, gdy się spotkamy. Nie szło jej wytłumaczyć, że już ... nie... widujemy.
- Dzięki. - Przyjechał tramwaj. Wsiadł.

    Usiadł na miejscu pasażera. Drżącymi rękoma wyjął kopertę. Była pognieciona i poplamiona, jakby ktoś ją za długo ze sobą nosił. Sam nie wiedział, czego oczekiwał. Może cudu? Chcesz? Masz.
Drobne, proste pismo zakrywało całą kartkę. Oddech mu przyśpieszył. W mieszkaniu zachował na pamiątkę, stertę skserowany notatek pokrytych identycznym pismem. Nie czytał całości, przeskakiwał wzrokiem między zdaniami. Wysiadł na najbliższym przystanku. Pobiegł wzdłuż torów. Stary przyjaciel nadal tam stał. Wyciągnął dłoń. Złapał ją i wskoczył na podwyższenie. Dysząc, wysapał:
    - Nie dotrzymasz słowa?
    Dotrzymał.

    List kończył się słowami:
"…więc, jeśli jeszcze raz się spotkamy, stanę przed tobą na odległość oddechu, i powiem: zawsze chciałem to zrobić. I pocałuję Cię w usta."

    Jego świat składał się z dwóch osób. Dlatego to on był najgorszym człowiekiem na świecie. A dzisiejszej nocy, stał się dosłownie, pieprzonym gejem. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz